1. Widzenie Izajasza, syna Amosa, dotyczące Judy i Jeruzalemu: 2. I stanie się w dniach ostatecznych, że góra ze świątynią Pana będzie stać mocno jako najwyższa z gór i będzie wyniesiona ponad pagórki, a tłumnie będą do niej zdążać wszystkie narody. 3. I pójdzie wiele ludów, mówiąc: Pójdźmy w pielgrzymce na górę Pana, do świątyni Boga Jakuba, i będzie nas uczył dróg swoich, abyśmy mogli chodzić jego ścieżkami, gdyż z Syjonu wyjdzie zakon, a słowo Pana z Jeruzalemu. 4. Wtedy rozsądzać będzie narody i rozstrzygać sprawy wielu ludów. I przekują swoje miecze na lemiesze, a swoje włócznie na sierpy. Żaden naród nie podniesie miecza przeciwko drugiemu narodowi i nie będą się już uczyć sztuki wojennej. 5. Domu Jakubowy! Nuże! Postępujmy w światłości Pana! Iz 2,1-5
Wzbudzanie nadziei na lepsze czasy. Obecnie w tej dziedzinie wyspecjalizowały się głownie partie polityczne, ale i religie nadal mają kilka sprawdzonych sposobów. Przeczytany fragment z Księgi Izajasza także z pozoru może przypominać polityczną wizję odrodzenia się narodu i życia w dobrobycie, jeśli tylko zostaną spełnione pewne warunki. Niemniej, trzeba to podkreślić, Izajasz – oprócz tego, że nie był politykiem, przynajmniej w obecnym rozumieniu – znajdował się w odmiennej sytuacji, niż Ci, którzy zwykle obiecują świetlaną przyszłość.
Prorok zdawał sobie sprawę, że nie może rzucać słów na wiatr. Pisał do rodaków, którzy znajdowali się w niewoli babilońskiej. Miał świadomość, że to nie gra, ale realna sytuacja cierpiących ludzi. Mimo to nie wahał się składać obietnic trafiających w ich najgłębsze potrzeby. Ktoś mógłby powiedzieć, że prorok był albo szalony, albo bardzo pewny tego, co mówi. „Nadejdzie czas – twierdził – że zburzona świątynia, znowu stanie na wzgórzu. Ludzie znów będą się w niej modlić i do niej pielgrzymować. Nadejdzie czas, w którym nie będzie wojny, a broń zostanie zamieniona na narzędzia rolnicze”.
Izajasz zdawał sobie sprawę, ze mówi o bardzo konkretnych oczekiwaniach: powrót do domu, do własnego kraju i modlenie się we własnej świątyni. To była wizja szczęścia. Taka wizja był tym, co Izajasz nazywał zbawieniem.
Czy zwróciliśmy uwagę, że czytając ten starotestamentowy tekst, mimowolnie wkładamy w niego więcej, niż autor miał na myśli? Kiedy Izajasz używał pojęcia „zbawienie”, miał na myśli wyzwolenie z niewoli i powrót ludzi do ojczyzny. Kiedy my, u tego samego Izajasza, czytamy o „zbawieniu” myślimy już o czymś zupełnie innym – o życiu wiecznym i o Bożym Królestwie.
Choć Izajasz ani słowem nie wspominał o idei życia po życiu, chrześcijanie to właśnie u niego widzą i o tym czytają. I nie ma w tym błędu. Po prostu Stary Testament interpretujemy w kontekście Nowego Testamentu, gdzie słowo „zbawienie” przyjęło znaczenie życia wiecznego. Niemniej, gdyby przyłożyć do Izajasza miarę „co autor miał na myśli”, to gdy chcemy u niego widzieć zapowiedź „zbawienia”, jako życia wiecznego – zwyczajnie wkładamy w jego usta to, czego nie powiedział.
Podkreślam, nie ma w tym błędu, tylko raczej czytanie Izajasza z perspektywy Jezusa i apostołów. A mówię o tym dlatego, że wbrew temu, co nieraz słyszymy, nikt dziś nie odczytuje Biblii w sposób literalny. Każdy dokonuje interpretacji, ponieważ nie ma innej drogi do odnalezienia w Biblii Bożego Słowa.
Ważne, aby ta interpretacja miała oparcie w słowach Jezusa Chrystusa, a nie we subiektywnych poglądach, które dla aktualnej sytuacji wyjmują pewne fragmenty Starego Testamentu, bo akurat jakąś grupę społeczną przydałoby się obrzucić błotem, a inne ignorują. Kto dzisiaj buduje ogrodzenia na dachu jak nakazuje Mojżesz (Pwt 22,8), czy przestrzega zakazu spożywania owoców morza (Kpł 11,9-12)? Jestem też przekonany, że nawet ci, którzy noszą brody, także je dzisiaj przycinają, łamiąc biblijny zakaz. O tych, którzy brody nie zapuścili albo regularnie się golą, nawet nie wspomnę (Kpł 19, 27). Podkreślę więc, jeśli ktoś chce potępiać kogokolwiek w oparciu o prawo Mojżeszowe, warto by szczegółowo przeanalizował, czy sam do tego wszystkiego nie nosi ubrania utkanego, z dwóch rodzajów nici, bo to też łamanie biblijnego zakazu.
Aby właśnie takich absurdalnych rozważań uniknąć, konieczna jest interpretacja. Ona umożliwia oddzielenie historycznego kontekstu i dawnych zwyczajów, od żywego, ponadczasowego Słowa Bożego. Potrzebny jest więc klucz interpretacyjny, którym dla wszystkich szczerych i otwartych chrześcijan, są przede wszystkim słowa Jezusa Chrystusa.
Warto się nad tym zastanowić, a to słowo kieruję głównie do duchownych, czyli do siebie: wszak u Jezusa, ani słowa potępienia o uchodźcach, ani słowa potępienia o osobach, którym w życiu nie ułożył się związek, ani słowa potępienia o osobach nieheteroseksualnych. Nie znaczy to, że Jezus nikogo nie potępiał. Potępiał duchownych, a konkretnie ich pychę i hipokryzję.
Pozwoliłem sobie na tę dłuższą refleksję, aby podkreślić, że w Biblii znajdujemy wiele myśli, które ulegały różnym procesom i przekształceniom. To nie jest księga, która, jako „gotowiec” spadła z nieba.
Tak było też z pojęciem „zbawienia”, które w Starym Testamencie odnosiło się głownie do szczęścia tu na ziemi, zaś Nowy Testament dokonał reinterpretacji i rozszerzenia znaczenia, na życie wieczne. Z tego powodu na przykład Apostoł Jan w Apokalipsie, choć pisze, jakby wyjmował słowa z ust Izajasza, zamienia obietnicę szczęśliwego życia doczesnego na życie wieczne: (Bóg) otrze wszelką łzę z oczu ich, i śmierci już nie będzie; ani smutku, ani krzyku, ani mozołu już nie będzie; albowiem pierwsze rzeczy przeminęły. (Obj 21,4).
Dla pierwszych chrześcijan, zwłaszcza tych którzy doświadczyli prześladowań w Rzymie wizja szczęścia w Bożym Królestwie musiała być ogromnym, a czasem jedynym pocieszeniem. Skutek uboczny – jeśli można tak powiedzieć – z czasem był taki, że zaczęto dewaluować znaczenie doczesnego życia, na rzecz obietnicy szczęścia po śmierci. Taka zmiana wywarła też skutki społeczne, nie zawsze pozytywne.
Na przykład średniowieczny Kościół z wizji przyszłości uczynił instrument, który działa na zasadzie kija i marchewki. Było to jedno z najpotężniejszych narzędzi, za pomocą którego Kościół był w stanie podporządkować sobie wiernych.
Mówiąc bardzo ogólnie, została zarysowana potężna, zapierająca dech w piersiach wizja nieba, jako Królestwa niewypowiedzianego szczęścia. To miała być marchewka, choć dostępna tak naprawdę dla wyjątkowo pobożnych i, co ważne, posłusznych ludzi. Kijem, rzecz jasna, była wizja piekła. Tworzone dzieła sztuki, obrazy niewypowiedzianych mąk piekielnych były tak sugestywne, że nie tylko działały na wyobraźnię ówczesnych ludzi, ale do dziś są wdrukowane w naszą wyobraźnię.
Z drugiej strony człowiek, który życiem nazywa dopiero to, co czeka go w wieczności, staje się najlepszym i najbardziej posłusznym narzędziem w rękach religijnych przywódców. Widać to było w średniowieczu, gdzie zawsze znalazło się wielu chętnych do walki z niewiernymi i nawracania ich ogniem i mieczem dla wiecznej chwały. To, że przy okazji realizowali czysto polityczne, militarne czy ekonomiczne cele, bywało zacierane religijną retoryką.
Dziś, w znacznie jaskrawszej, skrajnej formie, obserwujemy ten mechanizm u osób, które dokonują samobójczych ataków, bo ktoś im wmówił, że życie na ziemi nie ma wartości, że ważna jest wieczność, do której od razu się dostaną, jeśli tylko wykonają samobójczą misję. W imię Boga, rzecz jasna. I wiecznej chwały.
Wiara w wieczność jest jedną z najpiękniejszych idei. Daje siły, wzbudza nadzieję, jest motywująca i budująca, ale tylko wtedy, gdy nadaje sens i znaczenie życiu doczesnemu. Jeśli wiarę w życie wieczne odkleimy od życia na ziemi, staje się bardzo niebezpieczną, wręcz zbrodniczą ideologią, co widać wyraźnie w radykalnych ideach religijnych, albo wręcz w aktach terrorystycznych. Wszak jeśli ziemia przestaje być ważna, jeśli mogę przeskoczyć wprost do raju, to co mam do stracenia?
Szkoda, że ta piękna Ewangelia o wiecznej miłości, bywa przytłaczana lękiem przed życiem i innymi ludźmi, manipulacjami, hasłami politycznymi, wzywaniem do walki.
A przecież już Izajasz zapowiadał taki czas, w którym to się skończy. „Żaden naród nie podniesie miecza przeciwko drugiemu narodowi i nie będą się już uczyć sztuki wojennej”. On miał na myśli powrót Izraelitów z niewoli. My, idąc za myślą Jezusa, patrzymy znacznie dalej, na Boże Królestwa. Chociaż, kto wie, może i na tym świecie, cuda się nie skończyły.
Być może nie wystarcza nam wiary, by sobie taki świat nawet wyobrazić. Warto jednak do takiego świata dążyć. Bo mamy jedno życie, które tu na ziemi ma wielką wartość. Na wieczność dla każdego nadejdzie właściwy czas. Dlatego Jezus modlił się: „Nie proszę, abyś ich wziął ze świata, lecz abyś ich zachował od złego”. (J 17,15).