Dlatego zginam kolana moje przed Ojcem, Od którego wszelkie ojcostwo na niebie i na ziemi bierze swoje imię, (…) By sprawił (…) abyście zdołali pojąć ze wszystkimi świętymi, jaka jest szerokość i długość, i wysokość, i głębokość. Ef 3,14-15

Czy Jezus był religijny? Intuicyjna odpowiedź brzmi tak! Jezus nie tylko był mocno osadzony w tradycji religijnej, ale stał się też prekursorem jednej z wielkich religii, czyli chrześcijaństwa. Na jego związek z tradycją religijną wskazują słowa, które wypowiedział w Kazaniu na Górze: „Nie mniemajcie, że przyszedłem rozwiązać zakon albo proroków; nie przyszedłem rozwiązać, lecz wypełnić.” (Mt 5,17). Chciałbym dzisiaj nieco podważyć to intuicyjne przekonanie o tradycyjnej religijności Jezusa i powiedzieć o dwóch ważnych pojęciach, które, choć uznawane są za synonimy, to jednak dość znacząco różnią się między sobą. Chodzi o religię oraz o duchowość.

Na początku postawię tezę, że Jezus znacznie częściej stawiał na duchowość niż na religijność. To był jeden z powodów, dla których tak często spotykał się z niechętnymi reakcjami religijnych elit kapłańskich. Jego postawa stała bowiem w sprzeczności ze sztywnymi zasadami, tradycjami czy po prostu władzą.

Żeby jednak wyraźniej nakreślić pewne różnice między religijnością a duchowością, zacznę od bardziej ogólnego spojrzenia.

Czy zastanawialiśmy się, dlaczego państwa oraz władze świeckie – nie tylko w naszym kraju i niezależnie od opcji politycznej – na ogół bardzo mocno wspierają religię oraz wspierają się religią? Dlaczego tak chętnie podkreślają, że instytucjonalna i zintegrowana religia to narodowa tradycja i niezbędny element tożsamości? Odpowiedź wydaje się dość oczywista. Ponieważ religia jest doskonałym narzędziem służącym do utrzymania porządku społecznego.

Może ktoś powiedzieć – chwileczkę, ale nie zawsze to prawda, ponieważ na przykład władze komunistyczne walczyły z religią! Czy na pewno? Komunizm faktycznie zwalczał chrześcijańską wiarę w osobowego Boga, ale w istocie komunizm był rodzajem religii. Stworzył przecież system praw moralnych, które uzyskały nadludzką prawomocność, więc ludzie byli zmuszeni w nie wierzyć, gdyż w przeciwnym razie groziła im surowa kara. Klasyczna religia, tylko w miejsce Boga stawiająca ideologię i prawa naturalne.

Zwróćmy uwagę: religia narzuca człowiekowi pewien układ i z góry ustalone cele. Na przykład: Bóg powiedział nam, że mamy postępować w określony sposób. Jeśli będziesz posłuszny czeka cię nagroda, jeśli będziesz nieposłuszny, otrzymasz surową karę.

Ten klarowny mechanizm jest uwielbiany przez władze polityczne. Nawet jeśli usuną z niego Boga i wstawią w jego miejsce prawa naturalne, przeinterpretowane przez „jedynie słuszną” partię. Nagroda za posłuszeństwo i kara za chodzenie za własnymi myślami, to skuteczne narzędzie władzy.

Trudno byłoby wskazać konflikt czy wojnę, która w jakiś sposób nie podpierałaby się albo wprost się nie powoływała na hasła religijne. Umieszczane na sztandarach i emblematach, sprawiały, że ludzie byli gotowi zabijać i oddawać swe życie.

Żaden król, żaden przywódca, żadna – że tak powiem – grupa trzymająca władzę, nigdy nie miały skuteczniejszego sposobu, niż religijne hasła. To one posiadają moc skłonienia zwykłych ludzi, nie mających nic do siebie, posiadających podobne pragnienia i życiowe marzenia, do tego, aby stanęli naprzeciw siebie i zaczęli się wzajemnie zabijać. Nie! Nie w imię władzy przecież, ale w imię Boga, narodu, wartości, tożsamości, państwa, wiecznej chwały, zbawienia, krótko mówiąc w imię jakiejś religii, nawet jeśli nie maiłaby ona Boga w nazwie.

Mam wrażenie, że Jezus to zauważał, dlatego w kontrze do religii i zasady bezwzględnego posłuszeństwa, mówił o duchowości i miłości. Kiedy przyszedł do niego faryzeusz o imieniu Nikodem, usłyszał: „Wiatr wieje tam, gdzie chce, i szum jego słyszysz, lecz nie wiesz, skąd przychodzi i dokąd podąża. Tak jest z każdym, który narodził się z Ducha”. (J 3,8). Duchowość bowiem istotnie różni się od religijności. Duchowość nie uznaje za najwyższą cnotę posłuszeństwa. Raczej prowadzi w kierunku własnych poszukiwań, refleksji, wniosków. Na ogół zaczyna się od podstawowych pytań: kim jestem? Jaki jest sens mojego życia? Czym jest dobro?

Religia daje gotowe odpowiedzi, przygotowane przez sprawującą władzę elitę. Ale duchowości takie odpowiedzi nie wystarczają. Człowiek będzie chciał pojąć, jaka jest szerokość, długość, wysokość i głębokość. Mam przekonanie, że do takiej duchowej podróży zapraszał Jezus, a wtórował mu apostoł Paweł. Co więcej, w tej podróży zasada nagrody i kary staje się hamulcem. Nagroda i kara to część każdej ideologii, która nadaje się dobrze do sprawowania władzy, ale jest kiepska, jeśli chodzi o duchowy rozwój.

Dla religii duchowość bywa wręcz niebezpieczna. Dlatego religie często usiłują ograniczać duchowe poszukiwania swych wyznawców, narzucając im gotowe dogmaty, doktryny czy tradycje i wymagając posłuszeństwa wobec nich. Jezus zachęcał do czegoś innego: szukaj skarbu na roli, drogocennej perły, której wartość docenisz ponad wszystko. Kołacz, a ci otworzą, nie daj się przygnieść narzuconymi tradycjami, nie człowiek jest dla sabatu, to sabat jest dla człowieka. Trudno się dziwić, że taka postawa wywoływała irytację religijnych władz.

Zauważmy, że wiele zatwardziałych dogmatów i tradycji religijnych nie było krytykowanych przez ateistów czy świeckich liberałów, ale przez tych, którzy poszukiwali prawdziwej duchowości – że wymienię choćby Marcina Lutra. Oni – jak pisze apostoł Paweł – zginając kolana przed Ojcem, próbowali wyjść poza fasadę religii i szukać, jaka jest szerokość i długość, i wysokość, i głębokość.

Marcin Luter na serio szukał odpowiedzi na życiowe pytania i nie zadowalał się frazesami, rytuałami czy układami posłuszeństwa oferowanymi przez ówczesny Kościół. A były to kuszące układy. Jeśli człowiek nagrzeszył i bał się potępienia, wystarczyło, że sięgnął do sakiewki i kupił dla siebie odpust. Można powiedzieć, że Kościół zatrudniał zawodowych „handlarzy zbawieniem”, którzy werbowali w miastach i wsiach sprzedając wizy do nieba, za odpowiednią kwotę. Luter widział ten i inne układy, które miały ważne zalety, choćby w postaci porządkowania społeczeństwa. Ale zabijały duchowość, więc reformator mając w ręku Pismo Święte, wybrał jednak drogę duchowości.

Droga duchowości, to życie wolne od przymusu, życie w miłości, gdzie: „Nie masz Żyda ani Greka, nie masz niewolnika ani wolnego, nie masz mężczyzny ani kobiety; albowiem wy wszyscy jedno jesteście w Jezusie Chrystusie.” (Gal 3,28). Za apostołem Pawłem wierzący dopiero zaczynali się uczyć odczytywać naukę Jezusa, który próbował odchodzić od religii naznaczonej władzą, ideologią, podziałami narodowymi, rasowymi i społecznymi do osobistej wiary opierającej się na miłości i na bliskim kontakcie z Bogiem.

Jezus – ile razy to już podkreślaliśmy – każdemu dawał prawo do własnego życia, nikogo nie skreślał, nie dzielił na „my” i „oni”, nie potrzebował wroga, aby określić własną tożsamość, jadał posiłki z ludźmi, których społeczeństwo wykluczało, spotykał się z poganami, nienawidzonymi poborcami podatkowymi, pogardzanymi prostytutkami. Dokonywał rewolucji duchowości i miłości, która miała tak ogromną siłę, że wciągnęła uczniów, pierwszych chrześcijan i szybko rozlała się na większość ówczesnego świata.

Chciałoby się podkreślić i czynię to z pełnym przekonaniem: nie bój się piekła, nie staraj się być dobry po to, aby zasłużyć sobie na jakąś nagrodę, to zawsze będzie przytłaczać i zniewalać. To ideologia nagrody i kary. Ciesz się raczej Bożą miłością, bo w niej masz wszystko, co czyni życie pełnym i szczęśliwym. Doceniaj rolę wspólnoty, w której możesz się rozwijać, czując wolność i radość.

Krótko mówiąc: zacznij oddychać pełną piersią i żyć tak, jak tego w głębi serca pragniesz. Bez lęku, bez spinania się na osiągnięcie wiecznej nagrody. Tak po prostu, w miłości, w wolności, w pokoju, który przewyższa ludzki rozum. To Twoja i moja duchowa szerokość i długość, i wysokość, i głębokość.