Tekst: 1 Kor 2,12, ks. Marcin Orawski
A myśmy otrzymali nie ducha świata, lecz Ducha, który jest z Boga, abyśmy wiedzieli, czym nas Bóg łaskawie obdarzył.
Pokój wam! Nie bójcie się! Tymi słowami Jezus nieraz zwracał się do napotkanych osób. Zwłaszcza po ukrzyżowaniu i zmartwychwstaniu. Wiedział, że najbliższe mu osoby pogubiły się, czuły się zdezorientowane, nie wiedziały co przyniesie przyszłość, a nawet najbliższe dni. Trudno się dziwić. Większość ludzi zapewne byłaby bliska załamania, gdyby trzy lata ciężkiej pracy, wyrzeczeń i nieustannego ryzyka, w jednej chwili zostały zmarnowane, okazały się porażką, kompletnie nietrafioną inwestycją… Słowa pocieszenia, zmotywowania były bardzo potrzebne Są nadal bardzo potrzebne, dziś szczególnie Wam konfirmanci, którzy wkraczacie w pełnię praw Kościoła (który w dzisiejsze święto obchodzi swe urodziny) i w pełnię osobistej odpowiedzialności przed Bogiem.
Być może trochę nieżyciowe może się wydawać przytaczanie przykładów sprzed 2000 lat. Co tamci ludzie mogą nam powiedzieć o współczesnych problemach, z którymi się zmagamy? Co mogą wnieść do dyskusji o systemie edukacji, rynku pracy, bezpieczeństwie, migracji… Nie mieli na głowie egzaminu gimnazjalnego, sesji egzaminacyjnej, nie byli tak zabiegani, choć też ciężko pracowali, po za tym nie mieli mediów, które codziennie straszą kataklizmami, obcymi, terrorystami, epidemiami.
Dziś jednak apostoł Paweł do ówczesnych i współczesnych wierzących przemawia: „A myśmy otrzymali nie ducha świata, lecz Ducha, który jest z Boga”. Słowa te brzmią pięknie i wzniośle, ale czy da się je zaaplikować do współczesnego życia, czy – jak się często mówi – praktycznie wykorzystać? Zapewne mamy prawo twierdzić, że nasze doświadczenia, są mimo wszystko inne niż ludzi, którzy żyli w czasach Jezusa. Niemniej warto zwrócić uwagę, że ciąż fundamentalną kwestią pozostał sposób w jaki spróbujemy nadać sens i znaczenie naszemu istnieniu.
Nieraz mówimy, że życie istnieje jakby w kawałkach. Coraz trudniej przychodzi nam znalezienie idei, doświadczenia czy przeżycia, które byłoby w stanie scalić nie tylko ludzi ze sobą, ale także wewnętrznie nas samych – nasze myśli, uczucia, nasze czyny, naszą pracę…. Systemy komunikacji, szczególnie elektronicznej, dla których barierą przestała być odległość, nie zbliżyły nas do siebie. Raczej skierowały nasz wzrok i koncentrację na ekrany komputerów i smartfonów, redukując wiele relacji ludzkich, do krótkich komunikatów tekstowych czy publikacji zabawnych zdjęć.
Dodatkowo, aby być dziś specjalistą w jakiejś dziedzinie trzeba jej się całkowicie poświęcić. Wiedza stała tak rozległa, że nie możemy znać się na wszystkim. Aby zmieć coś istotnego do powiedziana musimy wybrać jakiś bardzo niewielki zakres wiedzy albo rzemiosła i temu się poświęcić. Jestem daleki od utyskiwania, po prostu taka jest rzeczywistość. Świat się bardzo szybko zmienia. W dobrym czy złym kierunku? Zapewne, jak zawsze, i tak i tak.
Są jednak skutki uboczne. Na przykład rzadko mamy możliwość poznać coś innego poza tym, czym sami żyjemy. W uproszczeniu, fizyk ma niewiele możliwości i czasu by wejść w dialog z etykiem. Filozof czy teolog zbyt nie mają wiele tematów wspólnych z programistą. Specjalista od prawej komory serca, nie jest już koniecznie specjalistą od lewej. To oczywiście współczesna konieczność. Jednak powstaje pytanie, czy może istnieć coś lub ktoś, kto może nas łączyć, kto może rozsypane kawałki życia jakoś połączyć?
Mam świadomość tego, co w kościele wypada powiedzieć. Tym kimś jest Jezus Chrystus! Tylko czy faktycznie jest? Czy nawet w kościele potrafimy odpowiedzieć: w jaki sposób Chrystus miałby scalać ludzi, do których coraz słabiej przemawiają takie pojęcia, jak: zmartwychwstanie, Boże Królestwo, grzech, zbawienie, miłosierdzie. Dziś, to pojęcia, jakby z innej epoki, a nawet z obcego języka. Spróbujmy któregoś z nich użyć w swobodnej rozmowie ze znajomymi. – A co ty Świadek Jehowy, beret moherowy? – zapewne usłyszymy, po chwili kłopotliwego milczenia. Tych pojęć już poza kościołem się nie używa. Problem w tym, że nie wypracowaliśmy alternatywy, nie mamy innych symboli, wyrazów, pojęć, które lepiej opisywałyby nasze duchowe doświadczenia i potrzeby.
Nie trzeba być wybitnym socjologiem by zauważyć, że dziś człowiek: rodzi się, dorasta, pracuje, nawiązuje mniej lub bardziej udane relacje z innymi, potem umiera – i nie byłoby w tym nic nienaturalnego, gdyby nie fakt, że zbyt często odbywa się wszystko bez jakiegokolwiek przekonania, że to co robił – w ogóle się liczyło. Że miało jakiekolwiek znaczenie. „Świat jest wielką machiną, a ja tylko małym trybikiem, którego braku, poza kilkoma bliskimi osobami, nikt nie zauważy” – tak nieraz myślimy o naszym życiu.
Znamy wiele mechanizmów działania naszego świata i człowieka – ale wciąż słabo znamy odpowiedź dlaczego w ogóle mechanizmy te działają? Po za tym nawet nie bardzo wiemy w oparciu, o jaką wartość, o jaki fundament podejmować decyzje? Dyskutujemy czy dzieci i młodzież wychowywać w karności czy w wolności i odpowiedzialności, czy naszym powołaniem jest praca czy może tylko przykrą koniecznością, czy mamy budować domy starców czy jednak – gdzie to możliwe – szukać rozwiązań wielopokoleniowych? To tylko garść problemów, które tylko potęgują poczucie dezorientacji i powodują, że nasze życie wydaje się jeszcze bardziej rozsypane na kawałki. A przecież można postawić sobie jeszcze trudniejsze pytania. Na przykład: dlaczego sami postępujemy, tak a nie inaczej? Dlaczego pięć, dziesięć, dwadzieścia lat temu dokonaliśmy wyborów, które sprawiły, że dziś jesteśmy w tym a nie innym miejscu życia? Jakich wyborów dokonujemy dzisiaj i dlaczego? Jaki wpływ będą ona miały na sytuację, w której mogę się znaleźć za rok czy za pięć lat?
Nadzieją napawa fakt, że wobec fundamentalnych pytań człowiek mimo wszystko nie utracił przeczucia istnienia sacrum. Słusznie apostoł pisał: „A myśmy otrzymali nie ducha świata, lecz Ducha, który jest z Boga”. Większość z nas będzie się więc buntować przeciw nadmiernym uproszczeniom świata, ponieważ w naszych tęsknotach i pragnieniach pozostał jeszcze obraz prawdziwego, świętego Boga. Naszego stworzyciela, dawcy życia, a co najważniejsze sensu, wartości i znaczenia, każdego istnienia stworzonego na jego obraz.
Nie bój się! Kto ma uszy, niechaj słucha – powtarzał Jezus. A my dzisiaj w sposób szczególny, drodzy konfirmanci, modlimy się o Was. Abyście z odwagą szukali w życiu tego, co najważniejsze, abyście nikomu nie pozwolili odebrać sobie wolności i odpowiedzialności przed Bogiem, poczucia wartości życia i radości z życia, które ma źródło i zwieńczenie w Bogu. Doceniajcie zawsze tych, którzy się o Was troszczą, modlą i chcą dla was jak najlepiej – o rodzicach, dziadkach, wszystkich bliskich.
Spójrzcie też na nasz zbór, na wszystkich którzy są dziś z Wami. To wasza duchowa rodzina, to ludzie, którzy dziś kierują ku wam swoje modlitwy, ponieważ jesteście dla nas wszystkich bardzo ważni. Jesteście przyszłością, jesteście naszą radością, dlatego zależy nam, abyście nie odeszli, abyście zawsze z nami byli i z czasem przejmowali coraz większą odpowiedzialność za wspólnotę, Kościół. A jeśli zdarzy się upadek, jeśli życie rozsypie się na kawałki, to ufam, że wśród nas zawsze znajdziecie wsparcie i drogę do Boga, który niech Was prowadzi i Wam codziennie błogosławi.