I stało się, że Jezus szedł w sabat przez zboża, a uczniowie jego w drodze zaczęli rwać kłosy. Wtedy rzekli do niego faryzeusze: Patrz! Czemu czynią w sabat to, czego czynić nie wolno? A On im rzekł: Czy nigdy nie czytaliście, co uczynił Dawid, kiedy był w potrzebie i był głodny, on i ci, którzy z nim byli? Jak wszedł do domu Bożego za Abiatara, arcykapłana, i jadł chleby pokładne, które wolno spożywać tylko kapłanom, a które dał również tym, którzy z nim byli? Ponadto rzekł im: Sabat jest ustanowiony dla człowieka, a nie człowiek dla sabatu. Tak więc Syn Człowieczy jest Panem również i sabatu. (Ewangelia Marka 2,23-28).
Radykalizacja zasad, murowanie ortodoksyjnych procedur tak, aby stanowiły nienaruszalny cokół – to dobre rozwiązania na czas lęków i niepokojów. Tak się przynajmniej może wydawać. I tak się wydaje w zetknięciu z problemami, których chrześcijaństwo doświadcza w zderzeniu ze współczesnością. Tak się wydaje w konfrontacji z kryzysem wywołanym pandemią i jej konsekwencjami zdrowotnymi, społecznymi i gospodarczymi. Czy jednak jesteśmy pewni, że religijny radykalizm jest najlepszą drogą do poradzenia sobie z obecnymi problemami? Osobiście głęboko w to wątpię. A im bardziej patrzę na przykład Jezusa Chrystusa, tym moje zwątpienie jest większe. Patrząc na Zbawiciela powiedziałbym nawet: – Radykalizacja – owszem, tak! Nawet zdecydowanie! Ale tylko, jeśli myślimy o miłości, pokorze, łagodności, szacunku.
Miłośnicy religijnych procedur czy drobiazgowych regulacji prawnych nie mieli z Jezusem łatwo. Każdy, kto literę prawa lubił stawiać ponad jego ducha nie mógł w obecności Zbawiciela czuć się komfortowo. Tak było w pewien sabat, gdy uczniowie idąc przez pola ze zbożem zaczęli zrywać kłosy. Nic wielkiego, chcieli się pożywić, zgodnie zresztą z ówczesnym zwyczajem. Tak – ale nie w sabat. Czcigodni duchowni poczuli się w obowiązku, aby gwałtownie zareagować.
Żydów, jak wiadomo, obowiązywały przepisy, które drobiazgowo określały co wolno, a czego nie wolno czynić w sabat. Zabronione były miedzy innymi: tkanie, przędzenie, zbieranie plonów, młócenie, pisanie, rozpalanie i gaszenie ognia… Było więc jasne, że uczniowie Jezusa złamali prawo. Ujmując rzecz literalnie – zbierali żniwo oraz młócili. Jeśli jeszcze zdmuchiwali z dłoni plewy, można było uznać, że przewiewają ziarno, a więc łamią trzecie sabatowe prawo, a w ślad za nim trzecie przykazanie Dekalogu „Pamiętaj abyś dzień święty święcił”.
Można, rzecz jasna, w wymienionych regulacjach prawnych dostrzegać przesadę, a nawet, jak czynią niektórzy, lekko sobie pokpiwać. Nie należy jednak zapominać, że właśnie prawo, tak szczegółowo opisane, stanowiło jedną z najsilniejszych spoin wiążących Żydów i pozwalających im nie tylko zachować tożsamość, ale i przetrwać. Kto dzisiaj pamięta o Ammonitach, Amalekitach, Filistynach czy Moabitach i wielu innych. Ich nie ma, a wszyscy stanowili na jakimś etapie historii plemiona czy narody podobne do Żydów.
Zachowanie tożsamości w czasach wojen, niewoli, rozproszenia decydowało o przetrwaniu narodu. Stąd prawo religijne i tradycja urastały do rangi tarczy zapewniającej niezbędną ochronę. Nie wspominając już o tym, że Dekalog i wynikające z niego przepisy do dzisiaj są przez pobożnych Żydów uznawane z jedyny łącznik grzesznego człowieka ze świętym Bogiem.
Nie może więc nas dziwić tak drobiazgowe podejście do religijnego prawa, choć z biegiem czasu zaczęło się zdarzać, że litera zaczęła dominować nad duchem. I ten fakt, a nie prawo samo w sobie, stanowił główną oś sabatowej kontrowersji między Jezusem a faryzeuszami. „Nie człowiek jest dla sabatu, ale sabat dla człowieka”– powiedział kategorycznie, zwracając uwagę, że święto ma otwierać przestrzeń do kontaktu człowieka z Bogiem, a nie stanowić jarzmo przytłaczających zasad. Prawo ma służyć, a nie być celem.
Prawo odniesieniu do wiary, religii jest ważne, ale – trzeba to podkreślić, wbrew wielu także współczesnym legalistycznym zapędom – nie jest najważniejsze. Mało tego prawo, także wiele tradycyjnych biblijnych zapisów, nie należy do sfery nienaruszalnej, może – a nawet powinno być poddawane refleksji i reinterpretacji.
Jeśli ktoś twierdzi, że Biblia w każdym zdaniu jest aktualna, a jej interpretacja niezmienna, ma rację, pod warunkiem, że ma na myśli dzieło zbawienia, jakie Bóg podjął w stosunku do człowieka. Jeśli jednak ktoś uważa, że wszystkie zapisy znajdujące się w Biblii są stałe, niezmienne i nadal aktualne, to popełnia poważny błąd, na który zresztą zwrócił uwagę sam Jezus, gdy spotkał się z legalistyczną obroną sabatu.
Niedawno sami mieliśmy okazję skonfrontowania się z zapisami biblijnymi, do których mamy stosunek odmienny, niż ludzie w czasach Starego Testamentu. I ujmuję rzecz bardzo delikatnie. Być może pamiętamy głośną przed kilku tygodniami sprawę zwolnienia przez jeden z marketów meblowych pracownika, który cytując wersety starotestamentowe, miał obrażać społeczność LGBT. Poszło między innymi o werset z Księgi Kapłańskiej (20,13): „Ktokolwiek obcuje cieleśnie z mężczyzną, tak jak się obcuje z kobietą, popełnia obrzydliwość. Obaj będą ukarani śmiercią, sami tę śmierć na siebie ściągnęli.”
Pracownik został zwolniony za wypowiedzi homofoniczne i rozpętała się burza. – Gdzie wolność słowa, ukarany za cytowanie Biblii, w chrześcijańskim kraju! Niebywałe! Nie chcę do tamtego sporu wracać, choć uważam, że samo cytowanie wybranych wersetów biblijnych z głoszeniem Słowa Bożego może nie mieć wiele wspólnego.
W każdym razie, w jakimś nawiązaniu do tej sytuacji na bilbordach w kilku miastach zaczęły pojawiać się inne starotestamentowe wersety, których chrześcijanie, nawet ci bardzo stanowczy i radykalni, jakoś nie wspominają zbyt entuzjastycznie, a właściwie w ogóle nie wspominają.
Na przykład w tej samej Księdze Kapłańskiej, kilka wersetów wcześniej można przeczytać nakaz (Kpł 19,27): „Nie będziecie obcinać w kółko włosów na głowie. Nie będziesz golił włosów po bokach brody.” Wielu panów, niestety łącznie ze mną, ma raczej luźny stosunek do tego przykazania, i nie da się tego ukryć, wszak użycie maszynki do golenia pozostawia na twarzy ślady.
Ponieważ nie chciałbym dalej stresować zwolenników porannego golenia się, spójrzmy na inny werset. Teraz narażę się amatorom tatuaży. Przykazanie jest krótkie: „Nie będziecie się tatuować (gdyż) Ja jestem Pan!” (Kpł 19,28).
Są też nienajlepsze wiadomości dla amatorów owoców morza: „Będziecie jedli następujące istoty wodne: wszystkie istoty wodne, w morzach i rzekach, które mają płetwy i łuski, będziecie jedli. Ale każda istota wodna, która nie ma płetw albo łusek w morzach i rzekach spośród wszystkiego, co się roi w wodzie, i spośród wszystkich zwierząt wodnych, będzie dla was obrzydliwością.” Kpł 11,9. Jeśli więc ktoś lubi krewetki, cóż – należy zalecić ostrożność.
Także panie, które lubią nosić spodnie, raczej nie wykazują się religijną czujnością: „Kobieta nie będzie nosiła ubioru mężczyzny ani mężczyzna ubioru kobiety; gdyż każdy, kto tak postępuje, obrzydły jest dla Pana, Boga swego.” (Pwt 22,5). Co prawda w tamtych czasach mężczyźni też nie nosili spodnia, ale… ale… mieliśmy nie interpretować, tylko brać tekst tak, jak jest.
Trochę sobie żartuję, za co przepraszam, ale sprawa jest poważna. Ponieważ jeśli wyjmujemy, głównie z Prawa Mojżeszowego, jakiś werset, który akurat pasuje nam do potępienia na przykład osób LGBT, a pomijamy inne, to co najmniej popełniamy nieuczciwość, jeśli nie rażącą manipulację.
Jeśli chcemy być uczciwi, pragniemy spotykać się w Biblii z Bożym Słowem, to musimy dostrzec, że wiele religijnych praw związanych z tradycją, także tą starotestamentową, uległo reinterpretacji. Musimy więc oddzielać uniwersalne, ponadczasowe wartości od zasad i praw osadzonych w kontekście czasów i okoliczności. Nie możemy twierdzić, że wersety, które z jakichś powodów nam nie odpowiadają, uznajemy je za nieaktualne i anachronicznie, przy jednoczesnym cytowaniu – często z tej samej księgi – wersetów, które dziwnym trafem odzwierciedlają nasz punkt widzenia, naszą tradycję.
W przeciwnym przypadku nic nas nie uchroni od agresywnych, wręcz homofonicznych wypowiedzi, a jednocześnie przed ośmieszaniem się i walką z krewetkami, tatuażami czy maszynkami do golenia. Zanim więc zajmiemy się wyjmowaniem źdźbła z oka bliźniego, warto pomyśleć, czy jesteśmy w tym uczciwi, a ponad wszystko czy kieruje nami miłość czy może inkwizycyjne zapędy. Zresztą zawsze, bez względu na reprezentowany światopogląd, warto pamiętać o zaleceniu Antoniego Słonimskiego: „Jeśli nie wiesz, jak należy się w jakiejś sytuacji zachować, na wszelki wypadek zachowuj się przyzwoicie”.
To dla mnie osobiście, jedna z ważniejszych lekcji, płynących z wypowiedzi Jezusa: nie człowiek jest dla prawa, to prawo ma służyć człowiekowi. Duch prawa jest równie ważny, a zdarza się, że bywa ważniejszy niż jego litera. Ponad wszystko jednak – nie dzięki przestrzeganiu praw religijnych i tradycji jesteśmy zbawieni, ale z łaski przez wiarę. Z miłości, w bliskiej relacji z Bogiem.
To miłość sprawia, że możemy żyć w bliskości z Bogiem. Dzięki niej nazywamy się siostrami i braćmi, co daje nam poczucie wspólnoty i pomaga przetrwać najtrudniejszy czas. To dzięki miłości doświadczamy ludzkiej dobroci, wyciągniętej dłoni, wsparcia. To miłość, która ma źródło w Bogu, pozwala nam przejść przez ciemną dolinę czasu epidemii i pozostać blisko siebie mimo izolacji i dystansu społecznego.
To jest istota, to kontekst, który jest punktem wyjścia do czytania i słuchania Słowa Bożego, do znajdowania w wersetach, często mających tysiące lata, uniwersalnego przesłania o tym, że „Bóg umiłował świat i syna swego dał, aby każdy kto w niego wierzy nie zginął, ale miał życie wieczne” (J 3,16). Każdy, kto w Niego wierzy… Warto być radykalnym, ale tylko w miłości.
ks. Marcin Orawski (25 października 2020 r.)