35. I obchodził Jezus wszystkie miasta i wioski, nauczał w ich synagogach i zwiastował ewangelię o Królestwie, i uzdrawiał wszelką chorobę i wszelką niemoc. 36. A widząc lud, użalił się nad nim, gdyż był utrudzony i opuszczony jak owce, które nie mają pasterza. 37. Wtedy rzekł uczniom swoim: 38. Proście więc Pana żniwa, aby wyprawił robotników na żniwo swoje. 1. I przywołał dwunastu uczniów swoich, i (…) posłał Jezus, rozkazując im i mówiąc: Na drogę pogan nie wkraczajcie i do miasta Samarytan nie wchodźcie. 6. Ale raczej idźcie do owiec, które zginęły z domu Izraela. Mt 9,35-38; 10,1.5-6

„Żniwo wprawdzie wielkie, ale robotników mało” – to słowa, za pomocą których motywuje się chrześcijan do podejmowania misji głoszenia Ewangelii na całym świecie. Kłopot w tym, że Jezus wypowiadając to zdanie niestety nie miał na myśli „całego świata”, a jedynie Żydów. Jeśli ktoś miałby co do tego wątpliwości, podkreślił: „Na drogę pogan nie wkraczajcie i do miasta Samarytan nie wchodźcie”.

Przyzwyczailiśmy się już do poglądów głoszących, że Jezus przyszedł do wszystkich ludzi, swoją miłością i misją obejmował każdego człowieka bez względu na pochodzenie, kolor skóry, tradycję. Dlatego z pewnym zdziwieniem możemy przyjmować słowa tego samego Jezusa, który posyłając swych uczniów na misję mówi: „Na drogę pogan nie wkraczajcie i do miasta Samarytan nie wchodźcie. Ale raczej idźcie do owiec, które zginęły z domu Izraela”.

Coś zaczyna zgrzytać. Czy Jezus rzeczywiście w misji chciał pominąć Samarytan i innych pogan? Czy Jezus faktycznie swoją misję traktował nacjonalistycznie i przyszedł wyłącznie do Żydów? Jeśli tak miałoby być Jezus Chrystus poniósłby porażkę, ponieważ jego idee na Żydów wywarły znikomy wpływ. Sukcesem mógłby pochwalić się dopiero apostoł Paweł, który początkowo także próbował głosić Ewangelię wśród Izraelitów, ale ponieważ nie chcieli go słuchać, to poszedł do pogan i dopiero wtedy chrześcijaństwo zaczęło dynamiczną ekspansję.

Próbując odpowiadać, warto uważać z przykładaniem do tekstów biblijnych współczesnej miary. Dzisiaj, na przykład, zapewne wszyscy jak tu siedzimy jesteśmy liberałami. Jeśli ktoś poczuł się dotknięty, ponieważ liberalizm kojarzy się z lewactwem, to można na sobie przeprowadzić krótki test, który zaproponował izraelski naukowiec i pisarz Yuval Noah Harari (oczywiście z dystansem przymrużeniem oka).

A zatem: czy sądzisz, że ludzie powinni sami wybierać sobie rządzących, a nie okazywać ślepe posłuszeństwo władcy? Czy sądzisz, że ludzie powinni móc wybierać własny zawód, a nie żyć w ograniczeniach narzuconych przez kastę, w której się urodzili? Czy sądzisz, że ludzie powinni sami wybierać sobie żonę lub męża, a nie musieć wiązać się z tym, kogo wybrali dla nich rodziny? Jeśli odpowiedziałeś „tak” na wszystkie trzy pytania, w takim razie gratuluję: jesteś liberałem („XXI lekcji na XXI wiek”).

W Biblii znajdujemy jednak zupełnie inny kontekst historyczny i społeczny. Stary Testament jest głęboko nacjonalistyczny, ponieważ mówi o jednym narodzie, który został wybrany przez Boga. Czy inni ludzie nie byli dziećmi Bożymi, nie zostali stworzeni przez tego samego Boga? Pytanie, które dziś rodzi się niemal automatycznie, w tamtym kontekście nikomu nie przychodziło do głowy.

Ponadto normą były podziały, hierarchie i poglądy, które dziś przez wszystkich, dla których prawa człowieka mają jakiekolwiek znaczenie, są postrzegane jako rażąca dyskryminacja ze względu na kolor skóry, pochodzenie czy wyznawaną religię. 3. Księga Mojżeszowa: Nikt ułomny (…) nie będzie przystępował, aby składać w ofierze pokarm swojemu Bogu. Żaden mężczyzna, który ma jakąś wadę, nie będzie przystępował: a więc ani ślepy, ani chromy, ani ze zniekształconą twarzą, ani z przydługimi kończynami, ani mężczyzna, który ma złamaną nogę lub złamaną rękę, ani garbaty, ani karłowaty, ani z bielmem na oku, ani chory na świerzb, ani z uszkodzonymi jądrami. (…) Jest ułomny, nie będzie więc przystępował, aby składać w ofierze pokarm swojemu Bogu. (3 Mż 21,17-21).

Dziś taki pogląd jest nie do przyjęcia. I dlatego poważnym błędem jest czytanie Biblii bez uwzględnienia kontekstu, w jakim przedstawione historie powstawały. Judaizm poprzez tradycje Starego Testamentu próbował porządkować swój ówczesny świat w taki sposób, aby lud mógł przetrwać i się rozwijać. Tak było też innych plemionach czy ludach, gdzie ludzi z podobnymi problemami traktowano często gorzej i okrutniej. Dlatego ten szokujący nas przepis trzeba odczytywać jako ówczesny krok do znalezienia miejsca w społeczeństwie dla ludzi, którzy dotychczas byli z niego eliminowani.

Kolejny krok wykonał Jezus. Nie wahał się zbliżać się do nieczystych, w tym do trędowatych. Dopuścił do tego, żeby kobieta o złej reputacji włosami umyła jego nogi. Zasiadał do stołu z poborcami podatkowymi, a jeden z nich dołączył nawet do grona jego uczniów. Bardzo liberalnie odnosił się do przestrzegania sabatu, ponieważ odważył się powiedzieć, że to sabat jest dla człowieka, a nie odwrotnie..

Jakby tego było mało, Jezus, niejako wbrew dzisiejszemu tekstowi biblijnemu, sam udawał się w rejony zamieszkałe przez pogan i przebywał w ich towarzystwie. Chwalił nawet setnika rzymskiego czy nawet Samarytanina – a więc pogan – za to, że mieli więcej wiary niż ktokolwiek w Izraelu. O co więc chodzi z tym poleceniem „Na drogę pogan nie wkraczajcie i do miasta Samarytan nie wchodźcie?”

Myślę, że pewną wskazówkę stanowi sama osoba ewangelisty Mateusza, który opowiedział nam tę historię. Ewangelia Mateusza ma specyficzny charakter. Kiedy otworzymy Biblię, zobaczymy, że jest ona pierwszą księgą Nowego Testamentu, mimo że nie jest najstarszą spośród nowotestamentowych ksiąg ani nawet spośród ewangelii. Dlaczego zatem? Ponieważ jest najbardziej „żydowską” ewangelią stanowiąca niejako pomost między nacjonalizmem Starego Testamentu a uniwersalizmem Nowego.

Mateusz mocniej niż inni jest zakorzeniony w myśli Starego Testamentu. Jego celem było wykazanie, że Jezus stanowi wypełnienie proroctw starotestamentowych. Swoje słowa, jako Żyd, kierował więc przede wszystkim do Żydów oraz do chrześcijan ale żydowskiego pochodzenia.

Miał wiele żalu do swych rodaków, że nie rozpoznali w Jezusie zapowiadanego przez proroków Mesjasza. Tak jakby chciał powiedzieć: – Zobaczcie, co straciliście. Oferta zbawienia została złożona najpierw Wam. Jezus jest Mesjaszem, uczniowie – waszymi rodakami, co do jednego. Ewangelię Wy słyszeliście jaki pierwsi. Mieliście złoty róg i czapkę z piór – napisałby Stanisław Wyspiański. Co zrobiliście?

Warto też zauważyć, że uczniowie Jezusa, właściwie do dnia wylania Ducha Świętego, też nie czuli ekscytacji na myśl o wyruszeniu z misją poza swój naród. Musieli przejść pewien proces i dojrzeć do myśli, że, po pierwsze, Jezus nie będzie ziemskim królem, a po drugie, poganie i Samarytanie, ci potomkowie kundli – jak mawiano – którymi król Asyrii zapełnił ziemię, także będą adresatami Ewangelii.

Jezus uczył swych uczniów powoli, aby zbyt szybko nie posłać ich na za głębokie wody. Najpierw czynił to na swoim przykładzie, gdy przekraczał granice tradycji. Potem wskazywał niektórych pogan, jako osoby godne naśladowania. By wreszcie powiedzieć: – Idźcie na cały świat i nauczajcie wszystkie narody. (por. Mt 28,20).

To był przełom. Rodziło się nowe myślenie. Potrzebny był jednak czas i proces uczenia się, który widzimy także na kartach Ewangelii. Chrześcijaństwo jednak wreszcie zaczęło się rozwijać i obejmować pogan.

Szybko zrozumiał to apostoł Paweł, „faryzeusz z faryzeuszy” jak mówił o sobie. Przypieczętował on niezwykłą rewolucję, stwierdzając (Gal 3,28): „Nie masz Żyda ani Greka, nie masz niewolnika ani wolnego, nie masz mężczyzny ani kobiety; albowiem wy wszyscy jedno jesteście w Jezusie Chrystusie”. Miłość i Łaska wreszcie mogły zacząć obejmować dalekie zakątki świata.

To piękne. Cieszymy się, gdy Jezus pokazuje jak przekraczać granice. Jak rozmawiać z tymi, których społeczeństwo wyklucza, uznaje za mniej wartościowych, obcych. Dlatego w swoim sumieniu warto się zastanowić co dzisiaj? Z kim teraz Jezus chciałby się spotykać? Kto w obecnych czasach byłby tym przysłowiowym „Samarytaninem”, potomkiem kundla, pogardzanym i obwinianym za nieszczęścia w kraju i na świecie?

Być może to nie będzie łatwa refleksja, ale chyba konieczna, byśmy nie wzruszali się jedynie „Samarytaninem” albo innym poganinem sprzed dwóch tysięcy lat, a byli obojętni na współczesnych, którzy czasem i w Kościołach bywają wykluczani, potępiani, traktowani agresywnie.

Żniwo nadal wielkie, a odważnych robotników gotowych pójść do tych, których inni wykluczają, wciąż nie tak wielu.