(…). Chrystus przecież również cierpiał za was i zostawił wam wzór, abyście szli za Nim Jego śladami. On grzechu nie popełnił, a w Jego ustach nie było podstępu. On, gdy Mu złorzeczono, nie złorzeczył, gdy cierpiał, nie groził, ale oddawał się Temu, który sądzi sprawiedliwie. On sam, w swoim ciele poniósł nasze grzechy na drzewo, abyśmy przestali być uczestnikami grzechów, a żyli dla sprawiedliwości – Krwią Jego zostaliście uzdrowieni. Błądziliście bowiem jak owce, ale teraz nawróciliście się do Pasterza i Stróża dusz waszych. (1 P 2,21b-25)
Jedną z najtrudniejszych nauk, które głosił Jezus Chrystus, jest – moim zdaniem – zasada nadstawienia drugiego policzka. Opiera się ona na pięknej metaforze i odnosi się do wiary, wewnętrznego pokoju, a przede wszystkim – ogromnej duchowej mocy, ponieważ tylko ona jest w stanie zwalczyć pokusę zemsty, odwetu i nienawiści. Jest to tak trudna lekcja, że sprostać jej potrafią najsilniejsi. Dla większości chrześcijan o wiele łatwiejszą drogą jest jednak droga odwetu, czyli łączenie metafor krzyża z mieczem, honoru z krwią, ataku i zemsty.
Zwykle, gdy o tym myślę, przychodzi mi do głowy, dość stereotypowy obraz, średniowiecznego rycerstwa, które tłumnie uczestniczyło w religijnych obrzędach, słuchało oczywiście o nadstawianiu drugiego policzka, a także o tym, że bogactwa, żądza i honor, to niebezpieczne pokusy, że należy się ich wyrzec i podążać śladami Jezusa, który „Gdy Mu złorzeczono, nie złorzeczył, gdy cierpiał, nie groził, ale oddawał się Temu, który sądzi sprawiedliwie”. Być jak Chrystus – wystrzegać się przemocy i próżności. Piękne słowa i obrazy odnoszące się do najwyższych wartości chrześcijańskich.
Tak było jednak w kościele. Po zakończeniu liturgii rycerz udawał się do zamku swego pana, gdzie wino lało się strumieniami, a goście opowiadali historie wojenne o krwi i honorze. „Lepiej zginąć niż żyć w hańbie” – przekonywali siebie nawzajem. „Tylko krew może zmyć zniewagę”.
Świadomie posługuję się uproszczeniem, ponieważ wydaje mi się, że ono pomaga nam zobrazować ogromne napięcie pomiędzy wezwaniem do naśladowania Jezusa Chrystusa, a ludzkimi pragnieniami władzy, odwetu czy zemsty. Ono też ułatwia zrozumienie, dlaczego w chrześcijaństwie (zresztą w każdej dużej religii), możemy obserwować tak wiele wątków militarnych, odnoszących się do symboli miecza i walki, a tak cicho bywa o służbie miłosierdzia i poświęcenia. O wiele łatwiej jest pokazać się jako rycerz Chrystusa, założyć barwny płaszcz, utworzyć szpaler i zaciskać pięści, głosząc śmierć wrogom ojczyzny, niż pójść do hospicjum, wyciągnąć rękę do głodnego czy pomyśleć, że uchodźca, to taki sam człowiek ja.
Powiedzcie, siostry i bracia, kto jest mocniejszy – w kontekście naśladowania Jezusa Chrystusa – ktoś, kto na ulicy wykrzykuje agresywne hasła i cieszy się, bo inni go omijają ze strachem, czy ktoś, kto uczciwie i bez rozgłosu wykonuje swe obowiązki w szpitalu czy hospicjum, opiekuje się chorymi, od których wielu odwraca wzrok. Kto ma więcej siły, kto ma więcej wiary, kto jest wszystkim nam bardziej potrzebny? I wcale nie chodzi o porównywanie ludzi ze sobą i wartościowanie, choć pozornie to, co powiedziałem, tak mogło zabrzmieć. Idzie raczej o uświadomienie sobie, że pójście śladami Jezusa – do czego zachęca nas dzisiaj apostoł Piotr – wymaga siły i odwagi, po drugie, to droga często niedoceniana i lekceważona, a po trzecie, gdy się nad tym zastanowić – to właśnie taka postawa jest nam wszystkim najbardziej potrzebna.
Szybko się o tym przekonujemy, gdy ktoś z nas lub naszych bliskich znajdzie się w sytuacji, która wymaga pomocy ludzi, tych właśnie silnych ludzi, żyjących często w cieniu, a bywa, że i w upokorzeniu. Zresztą tę zasadę możemy uogólnić i zauważyć, że widać ją na wielu płaszczyznach naszego życia. Zwłaszcza obecnie, gdy panująca epidemia tak wiele zmieniła i tak wiele obnażyła.
Zauważmy jak wielu ludzi potrafiliśmy wysoko wynagradzać, choć ich aktywność niewiele wnosiła do naszego życia. Nie chcę wymieniać profesji, ponieważ to nie wina tych ludzi, którzy często także ciężko i uczciwie pracowali, ale bardziej systemu, który wręcz niemoralnie nagradzał jednych, spychając na skraj minimum socjalnego innych, bez których – jak się okazało – społeczeństwo po prostu by się zapadło. W ciągu kilku tygodni epidemii zobaczyliśmy, co mogłoby się stać, gdyby przestali pracować – nie ci z okładek magazynów, najlepiej wynagradzani – ale ludzie, którzy dotychczas byli przeźroczyści, nie zauważani przez nas, na socjalnym minimum: pielęgniarki, ratownicy, nauczyciele, medycy, personel sprzątający, obsługa kas sklepowych, ochroniarze, kierowcy, pracownicy oczyszczania miasta i wielu innych, którzy wystarczyłoby, że nie mogliby pracować jeden dzień i już zaczęlibyśmy wpadać w panikę, a po tygodniu, ogarnąłby nas totalny chaos i anarchia.
Dlatego naprawdę warto wsłuchiwać się w to, co mówił Chrystus i powtórzyli za nim apostołowie. Prawdziwa siła nie tkwi w zaszczytach i potrząsaniu mieczem i wykrzykiwaniu o honorze. Bohaterami są – cisi, czystego serca, miłosierni, pokój czyniący…
Przy całym dramacie, jaki przeżywamy w związku z wirusem, może zmieni się choć trochę nasze myślenie, OBY. Może wreszcie dostrzeżemy i docenimy rzesze lekceważonych ludzi, bez których załamałoby się nasze życie.
Może mamy teraz więcej czasu, aby o tym pomyśleć? Może to dobry moment, aby zauważyć, że dotychczasowy pęd (nie wiadomo za czym), spychał nas coraz bardziej w przepaść? Może ta tragiczna lekcja, w jakiś sposób była konieczna? Nie wiem. Nie chce się silić na odpowiedzi, których nie znam.
Myślę jednak, że to, co nas dotknęło, mocno już przewartościowało nasz świat, a zmiany się dopiero zaczynają. Od nas zależy w jakim kierunku one pójdą, jakimi ludźmi będziemy, gdy epidemia się zakończy. Ja wierzę, że mimo wszystko, z obecnej sytuacji zrodzi się jakieś dobro. Może w postaci wrażliwości na drugiego człowieka, który dotychczas – choć tak wszystkim niezbędny – był niezauważany, pomiatany i upokarzany, pracując za minimalną pensję, albo na umowie śmieciowej. Przepraszam, że powtarzam tę myśl, ale naprawdę warto zwrócić uwagę, że najwięcej w naszym świecie i w naszym życiu zależy od tych, którzy czasem – chcąc, nie chcąc, muszą nadstawiać oba policzki.
A co by się stało, gdybyśmy, przynajmniej w naszym, chrześcijańskim kraju, zamiast potrząsać szabelką i wygrażać pięściami różnym – co chwilę zresztą zmieniającym się – wrogom Ojczyzny, wreszcie zaczęli słuchać słów Jezusa Chrystusa i poważnie traktować naśladowanie? Co by się stało, gdybyśmy uwierzyli, w to co pisze apostoł: „Błądziliście bowiem jak owce, ale teraz NAWRÓCILIŚCIE SIĘ do Pasterza i Stróża dusz waszych?”
Co to znaczy, że się nawróciliście? Może właśnie chodzi po prostu o naśladowanie tego, w którego „ustach nie było podstępu. On, gdy Mu złorzeczono, nie złorzeczył, gdy cierpiał, nie groził, ale oddawał się Temu, który sądzi sprawiedliwie”. Taka postawa, to nie słabość. Jest dokładnie odwrotnie. Tylko siła płynąca z wiary pozwala stanąć w obronie słabszego, dostrzec upokarzanego, pomagać cierpiącemu, chronić odrzucanego, czyli czynić to wszystko, co wiąże się z nadstawieniem drugiego policzka, z naśladowaniem Jezusa Chrystusa.
On słaby nie był, potrafił działać zdecydowanie, potrafił wręcz walczyć, ale nigdy dla władzy, zawsze w obronie drugiego. Nie musiał to być człowiek o wysokiej moralności, ułożonym życiu, nie musiał być nawet wierzący czy uczęszczający do świątyni… Jeśli potrzebował pomocy, to nigdy mu Zbawiciel nie odmawiał. To naprawdę wielka lekcja.
Otwórzmy oczy, zobaczmy jak wiele jest wokół nas osób, dzięki którym żyjemy, które zapewniają nam spokój, jakąś stabilność, na ile w tych warunkach można. Zauważmy, jak muszą być mocni, choć nie pokaże ich telewizja i nie trafiają na okładki kolorowych magazynów. I wyciągnijmy rękę, gdy ktoś nas potrzebuje. Może się to czasem wydawać ponad nasze siły, ale przecież nie czynimy tego naszą mocą. „Pan jest Pasterzem moim” – czytaliśmy na początku. A apostoł Piotr dodaje: „Błądziliście bowiem jak owce, ale teraz nawróciliście się do Pasterza…”
Nie wiem, jak będzie wyglądał świat po epidemii. Nikt z wyjątkiem Boga tego nie wie. Ale znam odpowiedź na pytanie, co się stanie, jeśli zaczniemy poważnie traktować słowa o naśladowaniu Jezusa Chrystusa. Każdy zna tę odpowiedź. Świat będzie lepszy, piękniejszy. Mniej będzie samotnych i cierpiących prześladowanie. Więcej będzie pokoju, nadziei i miłości. Czy tak będzie? Nie wiem. Ale bardzo bym chciał, Wszyscy byśmy chcieli. Może więc warto coś w tym kierunku zrobić?
Świat musiał się zatrzymać. Prędzej czy później znów wykonamy krok do przodu, niech to będzie krok lepszy, w dobrym kierunku, uczyniony razem, w poczuciu wspólnoty i odpowiedzialności za siebie.
I z Pasterzem, który prowadzi nas na zielone niwy…