W ostatnią niedzielę września odbyło się coroczne, jesienne spotkanie naszych parafian i ich przyjaciół w Sulistrowiczkach. Prognozy meteorologiczne były mocno nieprzychylne. Stąd wiele osób z obawą przygotowywało się do spotkania. Jakież było zdziwienie zebranych, gdy okazało się, że pogoda dopisała, wiał lekki wiaterek i pięknie świeciło słoneczko. Zobaczyć te uśmiechnięte twarze – bezcenne… Tym bardziej, że oprócz ładnej pogody, zebrani mieli jeszcze dużo innych atrakcji. Przede wszystkim gospodarze zaskoczyli wszystkich nietypowym rusztem nad ogniskiem typu western. Składał się z trzech nóżek umieszczonych nad paleniskiem, z góry zwisał metalowy łańcuch, do którego przyczepiony był kociołek. A w nim … sprawni gospodarze zaczęli warzyć cudownie pachnący żurek. Zapachy były tak mocne, że część osób nie wytrzymała napięcia kulinarnego i sama zaczęła piec przywiezione ze sobą kiełbaski oraz inne smakołyki.

Po niedługim czasie zupa była gotowa i do gospodarza ustawiła się bardzo długa kolejka osób z menażkami lub innymi naczyniami. Przez chwilę nastała cisza. Poza trzaskiem drewna w ognisku było słychać rytmiczne wybieranie chochlą zupy oraz wiatr. Cudowny widok. I bardzo budujący, bo wszyscy karnie stali i czekali na swoją porcję. Jak się można domyślać, żurek został zjedzony do ostatniej kropelki.

Po spożyciu zupy część osób dalej piekła kiełbaski, czym lekko zaburzyła zaplanowany wcześniej harmonogram. Niemniej po chwili wszystko powróciło do normy i zaczął się drugi punkt spotkania, czyli smażenie placków ziemniaczanych nad ogniskiem. W tym celu na dwóch dużych balach ułożonych w poprzek ogniska położono żeliwne płyty, na których p. Iwona zaczęła wykonywać plackowe cuda. Wszyscy z zapartym tchem śledzili poszczególne etapy smażenia. W szczególności podziwiali zręczność skoków nad ogniskiem i wokół niego. Jednocześnie pilnie obserwowali same placki, żeby się nie przypalały. Niebawem duża część placków była już gotowa. I koło ogniska ustawiła się druga kolejka osób spragnionych doznań kulinarnych. Podobnie jak poprzednio, każdy spokojnie czekał na swoją kolej, a niektórzy nawet ustępowali pierwszeństwa. Rzeczywiście placki ziemniaczane smażone na ognisku, na świeżym powietrzu mają swój niezapomniany smak i zapach.

O oprawę muzyczną, przy dźwiękach gitary, zadbał chór ogniskowy AD HOC, w składzie bardzo różnym i ciągle zmieniającym się. Niemniej zespół wykonał w miarę poprawnie wiele znanych utworów, a nawet dla zebranych milusińskich kilka razy bisował.

Spotkanie przez wszystkich zostało uznane za bardzo udane. Zebrani dziękują gospodarzom za udostępnienie terenu i mają szczerą nadzieję na kolejne, wiosenne atrakcje.

Witold Izydorczyk

fot. Ł. Szybowicz; P. Morawiec; P. Mikołajczyk; M. Orawski